Pielgrzymka do Matki Bożej Częstochowskiej – relacja Mariana

Pomimo , iż jestem osobą niepełnosprawną i poruszam się na wózku moim pragnieniem było wyruszenie na pielgrzymkę do Częstochowy. Przed wszystkim, dlatego, aby nie stać w miejscu- zwłaszcza na tej Drodze , po której Maryja prowadzi nas do Jezusa. Już od 2005 roku, sam Bóg przejął inicjatywę, albowiem nie mam wątpliwości że to właśnie On zsyłał mi prosto z nieba ludzi, którzy chcieli mi pomagać. W 2011 roku spełnia się moje marzenie pielgrzymka do Lichenia, dzięki ludziom o tak dużej Wyobraźni Miłosierdzia Bożego. To dzięki takim ludziom mogłem uczestniczyć w drodze do Matki Bożej Częstochowskiej, tak jak do Lichenia tak i teraz organizatorem i sponsorem owej pielgrzymki byli ks. prob. kan. Roman Rostkowski i Dyrektor oraz założyciel Szczecińskiej Pielgrzymki Rowerowej Sebastian Świłpa wraz z małżonką Gosią i córką Tereską. W pielgrzymce uczestniczyła również Gosia Paruzel dzięki której miałem zapewnioną opiekę. Nasza pielgrzymka ruszyła po nabożeństwie w Domu Pomocy Społecznej w Śniatowie  odprawionym przez ks. Romana Rostkowskiego kapelana tegoż domu. Pierwszy etap naszej pielgrzymki był Świebodzin w niespełna 3 godz. byliśmy już pod Pomnikiem Chrystusa Króla. Kiedy zobaczyłem tą figurę Jezusa Chrystusa odjęło mi mowę, przepiękny a przed wszystkim autentyczna twarz Pana Jezusa zrobiła na mnie przeogromne wrażenie, niesamowity widok i cudowna droga krzyżowa prowadzona do samego Pana.
Link do galerii zdjęć

Muszę powiedzieć że ks. Roman pchając mnie na wózku pod tą górę miał nie lada wyczyn. Pomnik wzniesiony jest na 16,5 m. wysokości sztucznie usypanym kopcu a ciężar konstrukcji to ponad 440 ton. Po zwiedzaniu i zjedzeniu posiłku ruszyliśmy dalej w trasę. Drugi etap to już Częstochowa i Jasna Góra. Kilka minut po 20.00 byliśmy w Sanktuarium Matki Bożej Częstochowskiej gdzie po rozpakowaniu bagaży, udaliśmy się na Apel Jasnogórski. Kaplica Cudownego Obrazu była już zapełniona wiernymi ale dzięki ks. Romanowi zostaliśmy wpuszczeni do kaplicy przez zakrystie i tym samym byliśmy przy samym Obrazie Matki Bożej Częstochowskiej. Po modlitwie udaliśmy się do noclegowni sióstr Urszulanek gdzie zjedliśmy kolacje, toaleta i w końcu spać. Usnąłem bardzo szybko, budząc się raz w nocy.  Rano ks. Roman zrobił pobudkę chyba przed 8;00, toaleta, śniadanie i poszliśmy na Mszę św. do Kaplicy Matki Bożej. Po Nabożeństwie zwiedzaliśmy Sanktuarium, duże wrażenie zrobiła na mnie Droga Krzyżowa znajdująca się na wałach Jasnej Góry i Muzeum – 600-lecia,  byliśmy również w Skarbcu i Sali Rycerskiej oraz przepiękny Pomnik Kardynała Stefana Wyszyńskiego. Pełen wrażeń i podziwu nastał czas na pamiątki i moje ulubione frytki. Po krótkim odpoczynku ruszyliśmy w dalszą drogę a był to etap trzeci Sanktuarium Matki Boskiej Gidelskiej. I tak prawdę mówiąc nigdy nie słyszałem o tym Sanktuarium, dopiero kiedy byliśmy na miejscu ks. Roman podczas zwiedzania wszystko opowiedział o tym miejscu. Otóż ciekawa historia tego miejsca to że wiosną 1516 roku, tuż przed pierwszą niedzielą maja, gidelski rolnik orał swoje pole w miejscu, gdzie dziś wznosi się klasztorny kościół. Nagle, ku jego zdziwieniu, woły ustały w orce, a nawet padły na kolana. Nic nie pomogły przynaglania ani razy. Wreszcie i mężczyzna zauważył niezwykłą jasność bijącą z ziemi, a wśród tej jasności „obrazek mały, głazowy Najświętszej Panny, wielkości na dłoń, na kamieniu wielkim, który był wydrążony na kształt kielicha”. Wieśniak nie potrafi ł zrozumieć cudownych znaków i potraktował swoje znalezisko jako skarb materialny. Ukrył Figurkę w swojej chałupie, na dnie skrzyni z odzieżą. Gdy jednak stała się rodzinna tragedia – rolnik i jego rodzina utracili wzrok – wówczas pobożna kobieta, która pomagała nieszczęśliwym, zainteresowała się wspaniałą wonią i światłością bijącą ze skrzyni. Opowiedziała o wszystkim gidelskiemu proboszczowi i odtąd rozpoczął się czas publicznej czci oddawanej Maryi w tym Wizerunku. Posążek obmyto z prochu ziemi i przeniesiono do kościoła parafialnego. Wodą, która pozostała po obmyciu, rolnik i jego rodzina przetarli swe oczy i natychmiast odzyskali wzrok. Na pamiątkę tego wydarzenia zachował się do dziś zwyczaj „Kąpiółki”, to znaczy ceremonialnego obmywania raz w roku Figurki w winie. W pełnym ufności i pobożnym przeświadczeniu, pątnicy używają poświęconego wina z tej „Kąpiółki” na znak swojej wiary w moc Tej, którą nazywają Uzdrowieniem Chorych. W Bazylice znajdują się  przepiękne ołtarze, obrazy oraz kaplica św. Jacka założyciela dominikanów w Polsce. Po modlitwie i zwiedzaniu pojechaliśmy dalej a był to etap czwarty, Sanktuarium św. Józefa w Kaliszu. Kiedy dojechaliśmy na miejsce właśnie kończyła się Msza św.  była sprawowana za pieszą Pielgrzymkę z Kalisza która wróciła z Częstochowy. Rzesza pielgrzymów która nawiedziła świątynie, uniemożliwiała nam wejście do środka ale co tam ,,nie’’ powiedział ks. Roman i przepraszając wiernych przedostaliśmy się przez ten tłum do środka świątyni. Podeszliśmy do kaplicy Świętej Rodziny, obraz był zasłonięty ale dzięki uprzejmości pracownika tego Sanktuarium odsłonił nam Obraz Świętego Józefa patrona rodzin. Po zmówieniu litanii do św. Józefa zwiedziliśmy ołtarz główny z obrazem Matki Boskiej, sześć barokowych ołtarzy bocznych i rokokowa ambona. Przed odjazdem zrobiliśmy zdjęcie pamiątkowe na placu św. Józefa przy Pomniku Bł. Jana Pawła II pochylony nad dziewczynką wykonany z brązu. Było chyba około godz. 22;00 jak ruszyliśmy w drogę powrotną do domu. Czułem już zmęczenie po tak wielu przebytych kilometrach i marzyłem tylko o łóżku, aż dotarliśmy cali i zdrowi. Osobiście jestem pełen podziwu i wrażeń, że są takie miejsca które mogą dać człowieku tyle radości i szczęścia. Cała trasa naszego pielgrzymowania była dla mnie ogromnym umocnieniem, gdyż dzięki temu udało mi się przełamać, kolejną barierę moich ograniczeń, które istnieją przede wszystkim w moim umyśle- wyobraźni, lękach czy kompleksach. To właśnie one sprawiają, że tak wielu ludzi ogranicza się jedynie do biernej obserwacji życia- np. w TV, a przecież tak naprawdę żyjemy na tyle, na ile istniejemy dla drugich osób. Niejednokrotnie przeszkodą jest tutaj błędne przekonanie, iż tylko ktoś wyjątkowy może towarzyszyć osobie niepełnosprawnej. Moje doświadczenia jednak mówią, że w każdym człowieku kryje się pewien potencjał dobra, lecz tylko poprzez otwarcie się na innych ludzi, dobro to ma szansę rozwijać się w nas, a także może uczynić ten świat lepszym i piękniejszym. Jestem przekonany, że właśnie w obliczu tego, co wydaje się przekraczać nasze możliwości, trzeba dać sobie szansę, aby móc wzrastać i rozwijać się; by, bardziej zjednoczyć się z Bogiem – w tym także z Jego wolą, która jest naszą najlepszą drogą pielgrzymki przez życie! W imieniu własnym chciałbym podziękować ks. Romanowi Rostkowskiemu, Sebastianowi i Małgosi Świłpa wraz z córką Tereską oraz Małgosi Paruzel za wspólne pielgrzymowanie, bo to dzięki Wam mogłem odwiedzić takie miejsca,  które naprawdę dają większą Wiarę w siebie i Nadzieje na lepsze jutro.

Serdeczne Bóg zapłać!

Marian Łapiński.